W czasie kryzysu finansowego 2007-2009, rządy na całym świecie musiały ratować niewypłacalne banki, udzielając im gwarancji, wspierając kapitałowo lub nacjonalizując. Główną obawą były destrukcyjne skutki ich upadłości dla systemu finansowego i całej gospodarki. Skala kosztów tych działań wykreowała pilną potrzebę nowych zabezpieczeń. Tylko czy to uzasadnia konieczność wprowadzenia tych samych lub podobnych rozwiązań w ubezpieczeniach?
Copy-paste się nie sprawdza
Kluczowe wydaje się zrozumienie przez unijnego regulatora różnicy pomiędzy wpływem banków i ubezpieczycieli na gospodarkę. Szerzej opisujemy to zagadnienie w dzisiejszym tekście na blogu PIU (zobacz: Resolution - ubezpieczenia potrzebują rozwiązań szytych na miarę). Kluczowe też jest uzgodnienie, czyje interesy chcemy chronić. W przypadku ryzyka upadłości ubezpieczyciela, najkorzystniejszą opcją jest przeniesienie portfela do innego zakładu ubezpieczeń. Klient zachowuje ochronę ubezpieczeniową, a stabilność systemu zostaje zachowana. W bankach najczęściej buduje się mechanizmy, pozwalające na zwrot środków klientom. To racjonalne rozwiązanie, bo klient, zazwyczaj bez straty, po prostu ulokuje środki w innym banku. Nie ma to natomiast najmniejszego sensu w ubezpieczeniach. Klient nie dość, że przerwałby ochronę ubezpieczeniową, to dodatkowo nie miałby żadnej gwarancji, że będzie w stanie kupić w innym zakładzie polisę na takich samych warunkach. Jaki więc problem chcemy rozwiązać w ubezpieczeniach?
Dla kogo resolution?
Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Pisałam już o tym na łamach Dziennika Ubezpieczeniowego (zobacz: Ultrabezpieczny czy ultradrogi?). Międzynarodowe Stowarzyszenie Nadzorców Ubezpieczeniowych (IAIS) jak i Rada Stabilności Finansowej (FSB) zmieniają opinię na temat tego, kto jest systemowo istotny i jaki aspekt działalności ubezpieczycieli jest systemowo ważny. Bruksela zastanawia się nad rozwiązaniem, w którym wymogami resolution objęty byłby określony procent ubezpieczycieli w każdym kraju członkowskim.
W przypadku ryzyka upadłości ubezpieczyciela, najkorzystniejszą opcją jest przeniesienie portfela do innego zakładu ubezpieczeń. |
|
|
Tyle tylko, że z europejskiej perspektywy nie ma to sensu. Na dużych krajowych rynkach (Francja, Włochy, Niemcy) jest więcej systemowo istotnych firm, niż w mniejszych krajach UE. W Polsce żaden zakład ubezpieczeń nie mieści się w pierwszej setce ubezpieczeniowych grup kapitałowych, mierząc wielkością aktywów. Jaki jest więc sens budowania sztucznego parytetu tylko po to, by nowe regulacje objęły każdy kraj, nawet jeśli gracze z tego kraju nie mają systemowo dużego znaczenia z punktu widzenia całej UE? Kluczowe powinno być to, w jaki sposób regulacje mogłyby być korzystne dla polskiego rynku finansowego, a nie stanowiły jedynie obciążenie operacyjne i zbędne koszty.
Budujmy na tym, co już mamy
Na inicjatywy zmierzające do podniesienia zaufania do ubezpieczeń zawsze trzeba patrzeć pozytywnie. Jednocześnie nie powinno się bezrefleksyjnie kopiować rozwiązań z innych sektorów. Polski rynek nie powinien optować za regulacjami, nakładającymi kolejne obowiązki, bez wskazania wyraźnych korzyści dla klientów lub dla systemu ubezpieczeniowego. Dlatego w dyskusjach w Warszawie, Frankfurcie i Brukseli będziemy zadawać jedno proste pytanie: czy nie prościej bazować na obecnych systemach zabezpieczeń dla ubezpieczycieli, niż budować nowe tylko dlatego, że potrzebują ich banki?
Iwona Szczęsna
Menedżer zespołu ds. współpracy międzynarodowej w Polskiej Izbie Ubezpieczeń
i.szczesna@piu.org.pl
Partnerem cyklu jest Polska Izba Ubezpieczeń.
Archiwum:
Z perspektywy Brukseli
Zobacz firmy: PIU
Artykuł: <<< 2020-12-14 >>>