Dziennik Ubezpieczeniowy

Dziennik Ubezpieczeniowy >> Szukaj 

 

Archiwum :: O Dzienniku :: Prenumerata 

 Szukaj

 

 

Artykuł: <<< 2008-06-26 >>>

 

Felietonik - Świat pełen ryzyka

 

Nawigacja

2008-06-27  

|<<

   

 >>|

2008-06-26  

|<< 

<<<

>>>

 >>|

2008-06-25  

|<<

     

 

Data publikacji: 2008-06-26

Dz.U. nr: 2019

Gul gul, czyli traktat o władzy

Polskie życie polityczne, życie wystawione na widok publiczny, nie obfituje w przykłady tych-którzy-wiedzą-o-co-chodzi. Może takim przykładem był mój prawnik, który bardzo szybko połapał się, jakim nonsensem jest walka o prezydenturę z Wałęsą i Kwaśniewskim. - Marcin Masny

 

Dzienne i nocne imprezy, poza tym, że coś się na nich czasem załatwi, są rozkoszną okazją do podglądania bliźnich razem i osobno. Piszę ten tekst w sobotę i dziś akurat byłem na imprezie dziennej. Dzieci pożerały mięso z grilla i zbierały smycze. Żona rozglądała się, co by tu wygrać na loterii. Ja natomiast - jak zresztą zwykle - obserwowałem. Pomiędzy czwartym piwem a campari z burn'em (lekko obłąkany pomysł barmański albo promocyjny) uderzył mnie widok byłego ministra. Czy były minister chodzi w krawacie z lumpeksu czy w krawacie, który tylko wygląda jak z lumpeksu? Czy tylko ja tak oceniam ten krawat, czy też partnerzy z tzw. "lepszego świata" wiedzą, jak wygląda krawat z lumpeksu? To są zasadnicze pytania. Stawiałem je sobie na uroczym pikniku sam - jak zwykle - w czarnym tiszercie. Bo krawat jest oczywiście ważnym komunikatem i jak się nie wie, co się komunikuje, to lepiej nic nie komunikować. Czarny tiszert zaś nic właśnie nie komunikuje. Może sobie napiszę na bluzkach: "Nie mam nic do zakomunikowania".

Naturalnie możemy założyć, że były minister wie, co komunikuje. W krawacie z lumpeksu sugeruje, że jest intelektualistą nie dbającym o wygląd. OK. To się nazywa manipulacja partnerami. Bo ja wiem, że z niego taki intelektualista, jak z koziej ten-tego trąba. Znaczy się, uda intelektualistę, czyli dupę wołową, zamaskuje, zasadzi się na wroga i nagle jak nie przy-ten-tego! Cwaniak!

Nie wszyscy umieją manipulować. Są na świecie dobroduszne istoty.

Nie wszyscy umieją manipulować. Są na świecie dobroduszne istoty, prawdziwi intelektualiści, którzy próbują przeistaczać się w cwaniaków. Pewien wybitny prawnik dał się kiedyś namówić na kandydowanie w wyborach prezydenckich. W udzielonym mi wywiadzie oświadczył, że jego wejście do wyborów nie będzie tupnięciem słonia. Podkreślam: "...NIE będzie". Popierałem go, więc zmanipulowałem tekst i dałem tytuł: "Tupnięcie słonia". Ale przekonałem się o swoim błędzie, gdy przypadkiem zaobserwowałem, jak w ramach kampanii wyborczej mój kandydat przechadza się po tramwaju linii 17 i rozpytuje współpasażerów, gdzie najlepiej wysiąść, żeby trafić na Rakowiecką. Ja bym takiej ofermy na prezydenta nie wybrał. Na szczęście znakomity prawnik tylko udawał ofermę i szybko potem wycofał się z wyścigu.

To było w epoce, gdy w Polsce nie było jeszcze chyba tylu spin-doktorów i story-makerów. Ale czy XXI-wieczni nauczyciele wywierania wpływu istotnie uczą, jak zdobyć władzę? Czy Tymochowicz nauczył Leppera zdobyć i utrzymać władzę? Odpowiedź wymaga postawienia głębszego pytania. Czy Lepper miał kiedykolwiek władzę? Jakąś tam miał, ale mizerną i chwilową. Formalni liderzy realnie rządzą w społecznościach hierarchicznych, autorytarnych - w wojsku, w gangu. W społeczeństwach o dużej dozie wolności indywidualnej realną władzą dysponują przecież nie tyle formalni premierzy i formalni prezesi, ile cisi manipulatorzy na uboczu. Bo czymże jest władza? Władza polega na tym, że inni robią to, co ja chcę.

W społeczeństwach o wolności indywidualnej realną władzą dysponują nie tyle premierzy i prezesi, ile cisi manipulatorzy.

Żeby moja władza została dostrzeżona, obserwator musiałby wiedzieć, czego ja chcę i skojarzyć to z zachowaniami otoczenia. Jeśli obserwator nie wie, w jaką ja gram grę i do czego zmierzam, nigdy się nie zorientuje, że właśnie kogoś zmanipulowałem. Jeśli zaś obserwator sam coś rozgrywa, może się zorientować, że i ja coś rozgrywam. Jeśli widzi, że sięgam po dobra, które jego nie interesują, może stać się moim sojusznikiem, bo sobie nawzajem nie zagrażamy. W ten sposób powstaje niewidzialna konspiracja tych-którzy-wiedzą-o-co-chodzi. Władza tej globalnej konspiracji nie pochodzi z jakiejkolwiek koordynacji. Nie ma koordynacji. Nie ma koordynatora. Jest to spisek samorzutny. Pochodzi stąd, że jego uczestnik widzi wokół siebie wiele dóbr i potrafi zrezygnować z tego, do czego dąży inny uczestnik. Potrafi zauważyć wokół siebie inne, interesujące piaskownice, kiedy koledzy tłuką się po głowach walcząc o władzę nad tą piaskownicą, która wydaje się im jedyną i najlepszą. To ostatnie zdanie jest poniekąd moją maksymą życiową i polecałbym to zalecenie każdemu. Bez przymusu. To znaczy polecałbym to zalecenie, ale nie zalecałbym tego jako polecenia.

Nie muszę chyba wyjaśniać, że polskie życie polityczne, życie wystawione na widok publiczny, nie obfituje w przykłady tych-którzy-wiedzą-o-co-chodzi. Może takim przykładem był mój prawnik, który bardzo szybko połapał się, jakim nonsensem jest walka o prezydenturę z Wałęsą i Kwaśniewskim. Czyż jego władza jako sędziego i profesora była mniejsza niż władza prezydenta? Może i mniejsza, ale na pewno spokojniejsza.

Niewidzialna konspiracja lansuje głupich Jasiów. Głupi Jasio, rosyjski Iwan Durak, andersenowski Mały Hans, postać znana od Filipin po Amerykę, jest bohaterem niekonwencjonalnym, burzącym stereotypy, a sukcesy osiąga dzięki wsparciu mocy pozostających poza postrzeganiem otoczenia. W bajkach przygody Głupiego Jasia kończą się zwykle ślubem z królewną. W realnych dziejach jednak biografie nie kończą się szczęśliwym małżeństwem. Dalsze ciągi są różne. Bliższe realiów bywają baśnie o Fauście. Głupi Jasio czy raczej Faust o nazwisku Hitler dostał królewnę i pół królestwa w 1933 roku, a dwanaście lat później poniósł totalną klęskę. Ale są też baśnie o Panu Twardowskim, rozwijające wątek jeszcze dalej. Pan Twardowski nacieszył się sukcesami, był bliski klęski, lecz dzięki przymiotom osobistym skrył się przed windykatorem w bezpieczne miejsce. I myślę, że nie był to księżyc, tylko jakiś kraj, który nie zawiera umów o ekstradycji oraz respektuje odnowione tożsamości.

Zbieg kilku kryzysowych okoliczności sprawia, że historia nabrała plastyczności.

Zbieg kilku kryzysowych okoliczności (załamanie tzw. integracji europejskiej, fala ujawniania kwitów bez pokrycia w instytucjach finansowych, spowolnienie gospodarcze) sprawia - jak już chyba zwracałem uwagę w Dzienniku Ubezpieczeniowym - że historia nabrała plastyczności. Nieskoordynowana, a przez to potężna, władza niewidzialnej konspiracji wygeneruje za chwilę Głupich Jasiów, Faustów i Panów Twardowskich, których kariery będę degustował jak artystyczne filmy, studiując ich krawaty na oficjalnych piknikach i uśmiechy na uroczystych kolacjach.

Użyłem akapit wcześniej słowa "windykator". Mój komputer poprawił je na "indykator". Żona wyjaśniła mi, że indykator to ktoś, kto indykuje i mówi "gul gul".

Marcin Masny

 

Komentuj Prześlij  Drukuj

Artykuł: <<< 2008-06-26 >>>

 

 

 

Profesjonalnie o ubezpieczeniach..

Miesięcznik Ubezpieczeniowy

 

 
 Strona przygotowana przez Ogma Sp. z o.o.