W pewnym sensie już sama arbitralna decyzja o przyznaniu rodzinom ofiar katastrofy smoleńskiej zadośćuczynienia w wysokości po 250 000 zł spowodowała podział na tych gorszych i tych uprzywilejowanych. Jest to klasyczny przykład bezpodstawnego psucia dobrych praktyk i stanowiska doktryny w tym trudnym temacie, jakim jest zadośćuczynienie za krzywdę doznaną po śmierci osoby bliskiej.
Bo co znaczy to ogólne stwierdzenie, że '"wypłacane zadośćuczynienia z tego tytułu są bardzo niskie". Nie można tych spraw generalizować - nie mamy na naszym rynku tabel regulujących minimalne kwoty zadośćuczynień, mamy natomiast system oparty na rozpatrywaniu każdego indywidualnego przypadku. I tylko w tym kontekście można mówić, że w danej sytuacji żądana kwota zadośćuczynienia jest odpowiednia lub nie, że stwierdzono, że doszło do krzywdy uzasadniającej przyznanie takiego świadczenia. Nie rozumiem, dlaczego pełnomocnicy poszkodowanych dążą do generalizowania i wprowadzania zasady "równo dla wszystkich". Gdyby taka zasada była właściwa, to w kodeksie cywilnym mielibyśmy zapis. że należne zadośćuczynienie nie może być niższe niż X-krotność minimalnego wynagrodzenia i nie może być wyższe niż X-krotność. Tak na pewno byłoby łatwiej , ale czy na pewno o to chodzi?
W tej całej dyskusji dotyczącej zadośćuczynienia zapominamy o tym, że nie jest to jedyne świadczenie należne dla osób bliskich - że nadal mamy odszkodowanie z tytułu pogorszenia sytuacji życiowej, mamy rentę wyrównawczą, mamy zwrot różnego rodzaju kosztów. Ale dochodzenie tych roszczeń wymaga niestety dużo większego nakładu pracy niż postawienie tezy, że śmierć wywołała ból i cierpienie. Mam wrażenie, że obecnie zadośćuczynienie z tytułu śmierci osoby bliskiej staje się roszczeniem kluczowym, które ma naprawić wszelkie szkody (nie tylko krzywdę), i to właśnie leży u podstaw żądania milionowych kwot. Nie jestem tylko pewna tego, czy ustawodawca, wprowadzając prawo do takiego zadośćuczynienia, miał na celu wypłacanie coraz wyższych, oderwanych od okoliczności danej sprawy kwot.
No i najważniejsze - o czym mówi się często w środowisku ubezpieczeniowym, a trochę rzadziej na forach internetowych - za te wysokie kwoty zadośćuczynień zapłacą sami ubezpieczeni, bo tak gwałtowny wzrost wypłacanych odszkodowań musi mieć wpływ na składkę. I chociaż przytaczam ten argument, bynajmniej nie oznacza to, że nawołuję do wypłacania bardzo niskich kwot. Po prostu wierzę w to, że kwoty te powinny być utrzymane w rozsądnych granicach, a nie rosnąć w nieskończoność, bo takie jest społeczne oczekiwanie.
Monika Borowiecka-Paczkowska
Artykuł: <<< 2011-10-12 >>>