Dziennik Ubezpieczeniowy

Dziennik Ubezpieczeniowy >> Szukaj 

 

Archiwum :: O Dzienniku :: Prenumerata 

 Szukaj

 

 

Artykuł: <<< 2011-10-06 >>>

 

Felietonik - Świat pełen ryzyka

 

Nawigacja

2011-10-07  

|<<

   

 >>|

2011-10-06  

|<< 

<<<

>>>

 >>|

2011-10-05  

|<<

     

 

Data publikacji: 2011-10-06

Dz.U. nr: 2844

Walka o rynki

Jeżeli poniższy tekst zostanie uznany za kryptoreklamę nowego Businessweeka, to ja pierwszy zaprzeczę. - Marcin Masny

 

To bardzo zabawne, że termin "pierwsza odsłona" albo "druga odsłona" w odniesieniu do tego, co się popularnie nazywa kryzysem, trafił do mediów mainstreamu. Przypomnę, że w tutejszym Dzienniku Ubezpieczeniowym te "odsłony" obecne są od dawna. Tak więc w poprzedniej odsłonie moje ulubione sklepy odzieżowe stosowały głębokie zniżki. Dziś, mimo podobnej sytuacji, trudno kupić przecenione ubranie. W dodatku drożeje żywność, czego oczywiście nie zauważa spora część czytelników żywiących się na tak zwanym mieście. Ten fakt ukazuje odmienność każdej jednostkowej sytuacji. Po prostu zima 2008/2009 była inna, a jesień 2011 - chociaż teraz też wszyscy trąbią o kryzysie - jest inna. Inna jest też sytuacja w usługach finansowych, ale gwałtowne załamanie obecnych nakładów na sprzedaż jest tylko kwestią miesięcy. A może tygodni. Współczuję wszystkim, którzy - licząc na kokosy - zaciągnęli zobowiązania pod przyszłe dochody ze sprzedaży usług finansowych dowolnego rodzaju.

Droga ze szczytu tylko w dół

Jak zwykle zaczynam od tylnej strony (na pewno ktoś by to ujął dosadniej, ale nie ja). Naprawdę rynek żyje obowiązkowymi, których znowu przybyło, a objęła je ustawa, która woła o pomstę do nieba. Na szczęście jesteśmy u szczytu rozwoju obowiązkowych. Ze szczytu droga wiedzie już tylko w dół. Wraz z obowiązkowym ubezpieczeniem społecznym obowiązkowe OC pójdzie na śmietnik, a studenci historii gospodarczej będą się dziwili, że coś takiego istniało. Ale nie stanie się to jutro ani pojutrze.

Studenci historii gospodarczej będą się dziwili że istniało obowiązkowe OC.

Ja w zasadzie chcę pociągnąć temat zmian własnościowych na rynku. Najchętniej bym zacytował drugi numer nowego Bloomberg Businesweeka, ale byłaby to kryptoreklama. Ujmijmy to zatem inaczej. Pewne pismo ujęło się za Rosjanami, którzy mają walizki pełne forsy i chcieliby nakupić w Polsce wszystkiego, ile się tylko da. Jako Rosjanie, jako wyspy karaibskie, jako ktokolwiek, pod dowolną flagą. Aby tylko kupić. Usługi finansowe na tym wciąż sporym rynku mieszczą się w obecnych smakowych preferencjach rosyjskiego niedźwiadka. Jeszcze parę lat temu byłoby sensacją, że rosyjski bank państwowy zabiega o zakup sporego kawałka polskiego rynku. Dzisiaj chyba nikogo to nie dziwi. Mnie najwyżej dziwi fakt, że Rosja najpierw dzieli sobie z Niemcami Europę (pozostawiając Polskę w strefie niemieckiej), a potem płacze Polakom w rękaw, że nic Rosji nie chcą oddać. Nie chcą, bo im nie wolno... Najzabawniejsze jest to, że - jeżeli będzie jakiś nowy rząd po wyborach - to wpływy rosyjskie będą tam bardzo słabe niezależnie od tego, która z głównych opcji wygra. Ta sytuacja jest kompletnym zaprzeczeniem propagandy największej partii opozycyjnej (która trąbi o wszechobecnych ruskich agentach), ale takie są właśnie fakty. Nawiasem mówiąc, w cytowanym uprzednio czasopiśmie najinteligentniejszy działacz gospodarczy wspomnianej partii opozycyjnej sugeruje wykup instytucji finansowych przez państwo polskie "z udziałem, który umożliwi przejęcie", cokolwiek to miałoby znaczyć. Inna (chociaż zapewne nie do końca alternatywna) jest opcja wypuszczenia instytucji finansowych funduszom private equity, promowana przez naczelnego tegoż czasopisma, którego tytułu nie wymienię.

Ciekawa przyszłość

To jest dyskurs na teraz. Mnie rajcuje przyszłość, więc pozostawiam na boku rozterki rządów, nierządów, partii i polityków. Mnie bardziej interesuje horyzont czasowy zmian własnościowych, i to nie tylko w Polsce. No bo wiemy, że teraz każdy szykuje się do porachunków ze starymi rywalami, których nie dało się pożreć w epoce równowagi sił. Rzecz jasna opłaca się przejąć dochodową firmę choćby i na rok, a przez ten rok szukać następnej inwestycji. Ale kupowanie kolejnych marniejących rynków na okresy roczne lub najwyżej kilkuletnie w dłuższej perspektywie wydaje się zajęciem męczącym. Naturalnie, że obserwuję ludzi, którzy przez lata a nawet dziesięciolecia z dużym nakładem sił walczą o bezwartościową przysłowiową miedzę. Naturalnie, że teraz trwa wyścig nie o to, żeby wygrać, tylko żeby jak najmniej stracić. Mimo wszystko wszakże warto w decyzjach inwestycyjnych mieć na uwadze nadchodzące obroty rzeczy. Po pierwsze spadek wartości instytucji finansowych będzie trwał dość długo.

Spadek wartości instytucji finansowych będzie trwał dość długo.

To znaczy, że to, co w przyszłym roku kupimy za dwa złote, rok później sprzedamy za złotówkę. Jasne, że to lepsze, niż kupić za dwa złote i potem oddać za darmo. Zresztą przy aprecjacji pieniądza ta złotówka może być całkiem łakomym kąskiem. Drugą okolicznością wszakże jest ryzyko, że wraz z ograniczeniem popytu na usługi finansowe znaczna część firm w ogóle straci rację bytu. I wtedy nowy właściciel nie zdoła oddać swego świeżego nabytku nawet za darmo. Może z dopłatą ktoś mu weźmie wraka.

O tym, co ja tu piszę, wielkie ryby od dawna wiedzą. Dlatego spekulacyjna gra już nie tylko papierami na giełdzie, ale całymi rynkami, staje się chlebem codziennym. A że długotrwałe spadki wartości wszystkiego są nieuchronne, będzie to nader często krótka sprzedaż, i to w dodatku niekoniecznie udana... Bo wartością takiego biznesu jak "polski rynek" nie da się manipulować z taką samą łatwością jak długiem tutejszego rządu czy akcjami na GPW.

"Bankocentryzm" mediów

W tym kontekście zdumiewa mnie wciąż bankocentryzm polskich mediów. Kiedy czytamy amerykańskie czy niemieckie serwisy, w procesach dotyczących całego rynku występują "banki, fundusze i ubezpieczyciele". W polskich mediach furt dalej tylko banki i banki. Ale i to się zmieni, bo lud polski byle czego nie chce już kupować. Padają głupie gazety (czyli w istocie - naganiacze), biorące szmalec od nababów za indoktrynację gawiedzi. Solidne media internetowe za to mają szansę wejść w rolę dotychczasowych liderów informacji, bo w depresji gospodarczej liczą się konkrety. A dobra informacja i wiarygodny komentarz jest towarem i konkretem pierwszorzędnym.

Wszyscy potrzebujemy forsy, a nie wojny.

Powinienem zakładać, że każdy to rozumie. Ale nie zakładam. I dlatego piszę. Parę dni temu szedłem ulicą z plecaczkiem. Nagle z piskiem opon zatrzymał się za mną wysłużony audi i wyskoczył z niego na środek jezdni zażywny jegomość. "Marcin, Marcin!" - krzyczy. Odruchowo przyśpieszyłem kroku, ale nie miał obrzyna, więc śmiało wkraczając na asfalt uratowałem go przed nadjeżdżającym dostawcą chleba. Nie widziany od dziesięciu lat kolega dopytywał, kto wygra wybory, bo on musi się dostać do jakiejś spółki Skarbu Państwa. Ja mu na to opowiedziałem, jak wygląda sytuacja światowa, ale jemu to się nie wiązało ani trochę z jego pragnieniami, więc spytał znowu, kto będzie premierem. Ja mu na to, że istnieje około stu scenariuszy. Opowiedziałem mu jeden ze skrajnych (znaczy się tych z obrzeży koła): "5 listopada. Prezydent K. przychyla się do wniosku premiera K. i ogłasza stan wojenny z powodu cyberataku i rozruchów prowokowanych przez kiboli". On, dyrektor finansowy itd., zamiast zapytać o scenariusze o wyższym prawdopodobieństwie, popatrzył na mnie zaskoczony. "Tak będzie?". "Nie, tak może być, chociaż zapewne tak nie będzie, ale takie rozwiązanie jest brane pod uwagę, podobnie jak sto innych, raczej mniej skrajnych".

Ludzie nie rozumieją, że nastały czasu wielkiego chaosu. No cóż. Mnie, historykowi przyszło tłumaczyć, że historia kołem się toczy. Życzę nam wszystkim, żebyśmy lądowali miękko i żeby rozmaite scenariusze z obrzeża wykresu nigdy się nie zrealizowały. Wszyscy potrzebujemy pieniędzy, a nie zamieszania.

Marcin Masny

Autor jest współzałożycielem grupy eksperckiej Laboratorium Strategii.

 

Archiwum: Felietonik - Świat pełen ryzyka

 

Komentuj Prześlij  Drukuj

Artykuł: <<< 2011-10-06 >>>

 

 

 

Profesjonalnie o ubezpieczeniach..

Miesięcznik Ubezpieczeniowy

 

 
 Strona przygotowana przez Ogma Sp. z o.o.